Czerwcowa pełnia – test Tamrona 150-600
Czerwcowa pełnia
Bardzo lubię fotografować czerwcową pełnię Księżyca. Jest ciepło, zmierzch zapada bardzo powoli, dając sporo czasu na fotografowanie wyłaniającego się spod horyzontu Księżyca. W tym roku miałem próbować sfotografować Księżyc dopiero co zakupionym obiektywem. Po kilku latach uganiania się za Księżycem ze stałką i telekonwerterami stwierdziłem, że pora na coś bardziej uniwersalnego. Czerwcowa pełnia to miał być bojowy test Tamrona 150-600, bo to właśnie ten obiektyw wybrałem jako optymalny do moich zastosowań.
Wysoka kukurydza
Pierwsze podejście pokazało, że człowiek nie do końca potrafi się uczyć na błędach. A powinien, zwłaszcza na tych swoich. Już raz zostałem zaskoczony przez wysoką kukurydzę zasłaniającą widok na obiekt, który chciałem sfotografować. Nie inaczej było i tym razem. Będąc ostatnio dość zabieganym postanowiłem sfotografować Księżyc nad Radioteleskopem z miejsca, które doskonale znam, do którego mam raptem 5 km od domu i w którym fotografowałem już nie raz.
Po przyjechaniu na miejsce okazało się, że nic nie widać. Kompletnie nic. Poza oczywiście kukurydzą. Dobrze, że przyjechałem trochę wcześniej i miałem trochę czasu na poszukanie innej miejscówki. Ta się znalazła, ale znacznie bliżej samej anteny. To w połączeniu z faktem, że Księżyc wyłonił się zza chmur będąc już dość wysoko nie pozwoliło w pełni przetestować obiektywu.
Planowo chciałem go podpiąć pod mojego starego Nex-6 z matrycą apsc. Cel – jak największy Księżyc w kadrze. Tego wieczoru musiałem się zadowolić tylko kadrami z Nikona d750. W dodatku w większości pionowymi. I tu obiektyw spisał się bardzo dobrze. No ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Gdzie jest ostrość?
W czerwcu warunki są na tyle dobre, że można było spróbować sfotografować pełnię jeszcze raz kolejnego dnia. Tym razem wybrałem wieżę kościoła w Złotorii, którą widać z mostu drogowego w Toruniu. Odległość 4 km z jakiej miałem fotografować gwarantowała, że będę mógł spokojnie użyć ogniskowej 600 mm na matrycy apsc. Okazało się, że w praktyce fotografowanie takim zestawem jest bardzo trudne. Obiektyw był podpięty pod aparat przez przejściówkę. Oznaczało to ostrzenie tylko w trybie manualnym, co było nie lada wyzwaniem. W końcu to odpowiednik 900 mm. Mimo bardzo stabilnego statywu i głowicy z mikroruchami, każde dotknięcie obiektywu powodowało drżenie obrazu na wyświetlaczu. Ostrzenie było więc obarczone sporym błędem.
Jakby tego było mało, bardzo trudno było zweryfikować, czy mi się udało poprawnie wyostrzyć. Zazwyczaj wystarczy zrobić jedno zdjęcie i już wszystko wiadomo. Tym razem oglądając zdjęcia nie byłem pewny czy obraz jest nieostry z mojej winy, czy z powodu podmuchów mocnego wiatru poruszających obrazem już na ekranie w trybie live view. Przejeżdżające po moście ciężkie auta i autobusy też dokładały swoje trzy grosze. Przy czasach naświetlania dochodzących do ½ sekundy wiedziałem, że ostrość nie może być jakaś wybitna. Nie bardzo się tym jakoś przejąłem. Ostrość w takich ujęciach nigdy nie jest jakaś super. Sama odległość i falowanie powietrza sprawiają, że ostrość często na takich zdjęciach jest mocno umowna.
Zniekształcony Księżyc
Wszystkie te rozterki i problemy zeszły na dalszy plan gdy zza horyzontu zaczął się wyłaniać Księżyc. Skończyła się sielanka. Rozpoczął się wyścig z czasem. Pole widzenia przy odpowiedniku ogniskowej 900 mm wynosi ok. 2,2 stopnie w poziomie i 1,5 stopnia w pionie. Księżyc dosłownie przelatuje przez kadr! Za to jest w tym kadrze ogromny! To jest dokładnie to, czego oczekiwałem, kupując Tamrona 150-600. Widok był wręcz niesamowity. Wiatr związany z napływającymi masami chłodnego powietrza, z jednej strony mocno utrudniał wykonanie nieporuszonego zdjęcia, z drugiej mieszające się warstwy powietrza sprawiały, że Księżyc dosłownie płynął. Zmieniał swój kształt i falował. Momentami „gubił” nawet fragmenty swojej tarczy. Zdjęcia nie są w stanie tego oddać. Nie wszystkie zresztą wyszły. To co widać to naprawdę tylko namiastka tego jak to wyglądało na żywo.
Test Tamrona 150-600
Pierwszy poważniejszy test Tamrona 150-600 za mną. Jak na pierwszy raz wyzwanie było duże , zarówno dla samego obiektywu, jak i może nawet bardziej dla operatora. Biorąc to pod uwagę jestem bardzo zadowolony z rezultatu. Bardzo odczułem poprawę komfortu fotografowania bez żonglowania stałkami i telekonwerterami. Uniwersalność zooma zapewnia nieporównywalnie większy komfort. Pozwala się skupić na samym fotografowaniu i czerpaniu radości z robienia zdjęć. Powoli będę się oswajał z tym obiektywem i myślę, że kolejne plenery będą coraz bardziej owocne.