Zamek w Bobrownikach nocą
Jedziemy w plener!
Pierwszy nocny plener od dłuższego czasu. Właściwie to pierwszy w tym roku.
Taka długa przerwa chyba nie wpływa na mnie zbyt dobrze. W zeszłym tygodniu rozpisałem się o rzeczach, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę wybierając się nocą w plener. No właśnie, dużo pisania a mało działania. Ale po kolei.
Sobota, piękna pogoda, w prognozie bezchmurna noc. Nie pozostawało nic innego, jak zacząć ładować baterie i pakować sprzęt. Szybki rzut oka na google maps w celu wybrania miejsca. Padło na ruiny zamku w Bobrownikach. Nigdy tam nie byłem, a tym bardziej nocą. 50 km to trochę dużo, by pojechać w dzień na zwiad. Trzeba więc zaryzykować.
Po dotarciu na miejsce i obejściu dokoła tego co zostało z zamku, okazało się, że decyzja była słuszna. Ruiny robią wrażenie i mimo sporego zaświetlenia nieba miejsce ma spory potencjał. Zaraz po wyjściu z auta odkryłem, że czołówka, która mi zawsze towarzyszy w nocnych wypadach, działa jak chce. Raz świeci, a raz nie. Była to pierwsza z kilku wpadek tego wieczoru. Jednak, jak zwykł mawiać Bogusław Wołoszański, nie uprzedzajmy faktów.
Fotografujemy
Na miejscu plan był prosty. Jak najszybciej znaleźć odpowiedni kadr, dobrać parametry i rozpocząć długą ekspozycję. Z samym kadrem nie było problemów. Wybór padł na częściowo zalaną przez Wisłę główkę z widokiem na pozostałości wieży zamkowej. Całość ruin była od tej strony oświetloną łuną od zakładów azotowych we Włocławku. Chociaż nie lubię takich łun, tym razem się nawet ucieszyłem. Był nów, a to było jednak źródło światła, bez którego cały dół kadru pozostałby kompletnie ciemny.
Po dobraniu parametrów i sprawdzeniu ostrości okazało się, że nowe akumulatorki, które wsadziłem do gripa są praktycznie puste. Producent zapewniał na opakowaniu, że będą naładowane i gotowe do użycia. Niesprawdzenie tego przed wyjściem z domu było głupotą z mojej strony. Wymiar kary nie był jednak wysoki. Ostatecznie skończyło się na godzinie naświetlania zamiast dwóch.
Kolejną wpadką było niesprawdzenie, czy działa pilot zdalnego wyzwalania do bezlusterkowca. Oczywiście pilot nie działał. Pozostała tylko możliwość naświetlania długości 30 sekund, co przy bezksiężycowej nocy nie miało zupełnie sensu. I tak pomysł, aby w trakcie rejestrowania śladów gwiazd wykonać naświetlania z użyciem astrotracka, nie miał prawa się udać.
Ostatecznie było dużo niepotrzebnego dźwigania, które skończyło się tylko kilkoma kadrami. Uważam, że to i tak nieźle, bo zazwyczaj nocny plener kończy się z jednym ujęciem.
Zamek w Bobrownikach nocą jest na tyle urokliwym miejscem, że na pewno jeszcze je odwiedzę. I następnym razem lepiej się przygotuję.