Arta Foc – Teatr tancerzy ognia
Tancerze ognia
W połowie grudnia miałem okazję wraz z kolegą Maćkiem fotografować grupę Arta Foc Teatr Tancerzy Ognia . Jest to dość prężnie działająca toruńska grupa dająca widowiskowe pokazy o charakterze kuglarskim z wykorzystaniem ognia.
Była to wstępna sesja, mająca charakter zapoznawczy z technikami i sprzętem używanymi podczas pokazów. Dlatego w pokazie brały udział tylko dwie osoby: Rafał oraz Natalia. Atmosfera była więc dość kameralna, również za sprawą miejsca, w którym odbyła się sesja. Tło dla zdjęć stanowiły trochę klaustrofobiczne, opuszczone ruiny dziewiętnastowiecznego fortu nr VIII w Toruniu. Kolejna sesja będzie zapewne w większym gronie, tak aby wykonać bardziej reprezentatywne zdjęcie grupowe na ich stronę internetową.
Egipskie plagi
Zabawy z ogniem fotografowaliśmy oczywiście w nocy. Wewnątrz ruin, mimo dość sporych „okien”, panowały egipskie ciemności dość skutecznie przeszkadzając w przygotowaniach, jak i samym fotografowaniu. Brak światła nie był jednak największym problemem. Dość szybko okazało się, że duże ilości generowanego ze spalania dymu nie będą poprawiały warunków. Całości katastrofy dopełniał drobny pył, który unosił się w powietrzu wzniecany naszą obecnością. A jak wiadomo, co się unosi musi kiedyś opaść. O tym miałem się przekonać po powrocie do domu patrząc w lustro.
Light my fire
Samo fotografowanie też było sporym wyzwaniem. Wszystko za sprawą zmieniających się jak w kalejdoskopie warunków oświetleniowych. Cała sesja przebiegała z ogniem jako jedynym źródłem światła. Jego natężenie zależało od ilości paliwa, jaka w danej chwili była palona. Oczywiście ogień przygasał z czasem, bo paliwo dość szybko się wypalało. W jednej chwili potrafiło być naprawdę bardzo jasno, a po chwili robiło się zupełnie ciemno. Efekt potęgowały ściany, które dość mocno odbijały blask ognia. Przez to wszystko na zdjęciach uzyskiwałem często bardzo nieprzewidywalne efekty.
Praktycznie każde ujęcie wymagało korekty parametrów ekspozycji, a zwłaszcza czasu naświetlania. Ten wahał się od setnych części sekundy, by zamrozić ruch i pokazać nieporuszone sylwetki, do nawet kilku sekund, aby zarejestrować na zdjęciu ogniste smugi. Jednak największe wyzwanie stanowiło połączenie obu tych podejść i pokazanie równocześnie wyraźnych twarzy artystów i dynamiki samego pokazu.
Z pamiętnika kominiarza
Za sprawą tych wszystkich powyższych okoliczności był to chyba najtrudniejszy plener, w jakim brałem udział. A przynajmniej nic bardziej wymagającego nie utkwiło mi w pamięci. Przygoda z ogniem nie skończyła się z chwilą zrobienia ostatniego zdjęcia. Po powrocie do domu okazało się, że wyglądam dosłownie jak kominiarz :)
Mimo że cały plener nie był może najprzyjemniejszy, a efekty nie zawsze były do końca takie, jakich się spodziewałem, całość będę bardzo dobrze wspominał. Zabawa była naprawdę przednia i zdjęcia tego raczej nie oddadzą. Ciężko jest pokazać kogoś, kto wywija dwoma ogniskami na długim kiju :) Uwierzcie, że wygląda to zupełnie inaczej, kiedy czuć na twarzy żar bijący od ognia.