Kometa Lovejoy w Zaciszu jeziora

Zimowe niebo nad Jeziorem Zacisze

Zimowe niebo nad Jeziorem Zacisze (D700, F/4.0, 2 x 8 min, iso 800).

Kometa Lovejoy

Tegoroczna zima nas nie rozpieszcza. I to zarówno pod względem ilości śniegu, jak i ilości bezchmurnych nocy. Jest słabo mówiąc wprost. Dlatego nawet gdy prognozy nie przewidują idealnej pogody, trzeba się zmusić do wyjścia z domu i liczyć na łut szczęścia w postaci kilku godzin pod gwiazdami. Ostatnio dodatkowym motywatorem do nocnej eskapady jest widoczna na naszym niebie kometa C/2014 Q2 Lovejoy. Sprzęt spakowany, motywacja ogromna, tylko gwiazd na niebie nie widać. Powoli już traciłem nadzieję na to, że uda się ją sfotografować lub choćby zobaczyć z okolic Torunia. Na szczęście w tym tygodniu zanosiło się na okresowe mocne rozpogodzenia. Nie można było nie wykorzystać takiej szansy. Tym bardziej, że Księżyc wschodził dopiero po północy pozwalając się cieszyć ciemnym niebem o w miarę ludzkiej porze.

Od Syriusza po Plejady oraz Lovejoy

Mozaika nocnego nieba nad jeziorem z 20 kadrów (D700, F/2.5, 20 x 10s, iso 3200).

Jezioro Zacisze

Komety najlepiej obserwować z dala od miejskich świateł. Dlatego zacząłem się rozglądać za taką lokalizacją. Wybór padł na sprawdzone przy okazji wcześniejszych plenerów Jezioro Zacisze. Miejscówka zapewniała w miarę ciemny horyzont w kierunku, w którym należało wypatrywać komety. Wprawdzie wyjazd planowałem pod pierwsze w tym sezonie zdjęcie gwiazdozbioru Oriona, a kometa miała być tylko dodatkiem.
Niestety pogoda tej nocy nad jeziorem była w kratkę. Co jakiś czas przez niebo przelewały się chmury. A gdy wydawało się, że nad głową mam już tylko gwiazdy, zdjęcia pokazywały co innego. To oczywiście skutecznie wydłużało całą sesję.

Orion i spółka nad Jeziorem Zacisze

Perły zimowego nieba przebijające spod chmur (D700, F/2.5, 7 x 10s, iso 3200).

 Gdzie ta kometa?

Wiedziałem, że na fajerwerki na zdjęciach raczej nie ma co liczyć. Oczywiście mówię o typowych zdjęciach astrokrajobrazowych z kometą. Lovejoy jest na niebie dość wysoko, co wymusza użycie obiektywów szerokokątnych, a to skutkuje bardzo niewielkimi rozmiarami komety w kadrze. Od reszty gwiazd wyróżnia się praktycznie tylko zielonym kolorem.
Podobno kometę pod ciemnym niebem można dostrzec gołym okiem. Mnie się to nie udało. I to mimo faktu, że wiedziałem, gdzie patrzeć. Za to na zdjęciach nie było najmniejszego problemu z jej zlokalizowaniem. To taka mała zielona kropka lub raczej plamka, bardzo dobrze widoczna, gdy oglądamy zdjęcie w 100% powiększeniu.

Kometa Lovejoy na niebie. Lokalizacja względem gwiazdozbiorów.

Lokalizacja komety Lovejoy na niebie w dniu 14.01.2015 (D700, F/2.5, 10 s, iso 3200).

Sesja fotograficzna, pomimo małej ilości końcowych kadrów, była dość długa. Z jednej strony za sprawą zmiennej pogody, a z drugiej właśnie dzięki komecie Lovejoy. Jak już ją zlokalizowałem, to koniecznie chciałem ją mieć na zdjęciach. Aby to osiągnąć, zdecydowałem się zrobić pionowe panoramy, których wykonanie jest dość czasochłonne.

Na koniec jedna dobra rada.
Idąc w nocy przez ciemny las lepiej świecić latarką tylko przed siebie, pod nogi. Święcenie wgłąb lasu nie zawsze jest dobrym pomysłem :)

Czystego nieba!

Piotr Potępa

Podobało się? Poleć lekturę znajomym! Polub Nightscapes na Facebooku! Masz jakieś pytania lub sugestie odnośnie tematu który powinienem poruszyć? Skomentuj lub napisz do mnie maila.

Możesz również polubić…

16 komentarzy

  1. Sky Paparazzi pisze:

    Ta pierwsza fotka po prostu skradła moje serce – uwielbiam Twoje fotografie! <3

  2. Koziołorogacz pisze:

    Zważywszy na trudne warunki pogodowe sesja bardzo udana. U mnie najlepsze warunki były wieczorem 14-go tylko zimny porywisty wiatr nie zachęcał do długiego siedzenia. Kometa była widoczna bez trudu gołym okiem pod niebem 5 do 6 w skali Bortle’a. Wraz z Hiadami i Plejadami tworzyła piękny trójkąt równoboczny. W kiepskiej lornetce 12X50 prezentowała się bardzo okazale i można było dostrzec zarys warkocza. Zaintrygowała mnie Twoja „dobra rada” – czyżbyś zobaczył świecące zielone ślepia? Mnie się to zdarzyło nieraz i trochę dreszczyk po plecach przeleciał, nie powiem. Z reguły to było stado saren, choć nie zawsze miałem odwagę podchodzić bliżej żeby się upewnić :)

    • Piotr pisze:

      Też fotografowałem 14-go. Na podziwianie jej goły okiem miałem mało czasu. Jak nie było chmur to oko miałem w wizjerze aparatu. Lornetka oczywiście została w aucie… Trochę żałuję, że nie zabrałem dłuższej ogniskowej. Kometa pięknie wychodzi już z ogniskowej 50 mm. Może będzie jeszcze szansa.
      Udało się też zrobić 4 kadry porównujące działanie filtrów gwiazdkowych. Nie wiem jeszcze na ile było to miarodajne, bo jednak warunki się zmieniały. Przeglądnę zdjęcia i może wstawię.

  3. Sky Paparazzi pisze:

    Nie no serio, ta pierwsza fotka sprawia, że mam ochotę napisać opowiadanie rozgrywające się w takiej scenerii!

  4. Tadeusz pisze:

    O co chodzi z tą latarką?
    Ślepia można zobaczyć? ;)

    • Piotr pisze:

      Świecące oczy to oczywiście jeden z powodów. Jednak brak światła pod nogami może również zaowocować bliższym kontaktem z podłożem :)

      • Tadeusz pisze:

        Dlatego, chodząc nocą po lesie, staram się nigdy nie używać latarki – jeśli tylko się da. Niestety, wystarczy raz ją zapalić i całą akomodację trafia szlag i już trzeba świecić…
        A zdjęcia przepiękne. Aż poczułem chęć na podobne doświadczenia. Zainspirowałem się niektórymi obrazami i pomysłami. Niestety mieszkam w środku aglomeracji i już nie mam pojazdu żadnego, ale jak tylko będzie okazja, będę pamiętał, co tu widziałem… :)

        • Piotr pisze:

          Z ciemnym niebem jest coraz większy problem. Ja nad jezioro, które widać na zdjęciach muszę podjechać jakieś 27 km. Pasja niestety wymaga poświęceń.

          • Koziołrogacz pisze:

            No to ja pod ciemne niebo mam od 50 km (Beskid Niski) do 70 km (jego wschodnia część, gdzie niebo jest już naprawdę ciemne). Kolejne 80 km na wschód i jestem w sercu dzikich Bieszczadów, a tam to już… no cóż, chyba trudno byłoby znaleźć w Polsce ciemniejsze miejsca.

          • Piotr pisze:

            Czyli nie mam tak źle i nie powinienem narzekać :)
            Bieszczady będę musiał koniecznie kiedyś odwiedzić. Patrząc na mapę zanieczyszczenia światłem chyba warto również rozważyć wakacje na mazurach.. Suwalszczyzna wydaje się mieć duży potencjał.

          • Koziołrogacz pisze:

            Rzeczywiście, Suwalszczyzna na mapie wygląda obiecująco, podobnie jak Roztocze. Bieszczady mają tę zaletę, że można znaleźć miejscówki wysoko położone, a więc mało narażone na roszenie. Bardzo ciekawym miejscem jest schronisko Chatka Puchatka na połoninie Wetlińskiej. Co prawda tu i ówdzie z racji bardzo szerokiego widnokręgu daje się dostrzec na horyzoncie łuny odległych miast, ale są one na tyle nikłe, że nie przeszkadzają w fotografowaniu. Szczególnie kierunek południowo – wschodni jest tu uprzywilejowany, bo to przedłużenie Łuku Karpackiego, a wiec totalne odludzie. Ten kierunek w połączeniu z otwartym horyzontem daje bardzo korzystne warunki dla fotografowania najjaśniejszych obszarów Drogi Mlecznej wiosną, na przełomie kwietnia i maja. Co prawda jest to teren BPN i poruszanie się w nocy jako takie jest niezgodne z regulaminem parku, ale rozmawiałem w tej sprawie z dyrekcją i nie robią żadnych problemów, jeżeli przebywa się nocą w sąsiedztwie schroniska. Ponadto ma to tę zaletę, że w razie nagłego załamania pogody można się bezpiecznie schronić. Problemem natomiast może być wytaszczenie ciężkiego sprzętu na tę wysokość, ale jakiś mobilny zestaw do fotografowania szerokim kątem to bez problemu. Nawiasem mówiąc, to pewnej sierpniowej nocy, przy lekkim wietrze i bardzo suchym powietrzu, w okolicy Moszczańca w Beskidzie Niskim zastałem takie warunki, że niebo na kierunku południowo-wschodnim po prostu zlewało się z horyzontem. Nawet po solidnej adaptacji wzroku nie mogłem wyraźnie określić gdzie kończy się niebo, a zaczyna ziemia. Co prawda był to tylko wycinek horyzontu ok. 50 – 60 stopni, ale jednak jak na polskie warunki rzecz rzadko spotykana.

          • Piotr pisze:

            Strasznego smaka robisz mi tymi Bieszczadami. Brak roszenia to tylko jeden z plusów. Drugi to zdecydowanie lepsza przejrzystość powietrza.
            Co do mapki to chyba każdą należy traktować orientacyjnie jednak nie da się ukryć, że na południu jest dużo gorsza sytuacja niż na północy. A w samym terenie strasznie dużo zależy od aktualnych warunków atmosferycznych. Trochę więcej wilgoci w powietrzu i niebo nam pięknie świeci. Dodatkowo każda chmurka działa jak wielkie lustro rozświetlając wszystko wkoło.

          • Koziołrogacz pisze:

            Zgadza się, dużo zależy od wilgotności powietrza, która czasem działa na… korzyść. Dzieje się tak, kiedy mgła zalega nisko w dolinach, a na wzniesieniach jest czyste i suche powietrze. Wtedy mgła zatrzymuje znaczącą ilość LP odbijając go ku ziemi. Ostatnio miałem do czynienia z takim zjawiskiem jesienią, kiedy niemalże w centrum Podkarpacia udało mi się sfotografować Światło Zodiakalne. Odległości do najbliższych miast: Strzyżów (8,8 tyś. mieszk.) – 5 km, Rzeszów (185 tyś. mieszk.) – 20 km, Krosno (47 tyś. mieszk.) – 20 km, Jasło (37 tyś mieszk.) – 30 km, Dębica (46 tyś. mieszk.) – 38 km i Sanok (40 tyś. mieszk.) – 40 km. Moja miejscówka była na wysokości 434 m.n.p.m. a strefa mgły zaczynała się jakieś 80 m niżej. Innymi słowy, jeśli na bieszczadzkiej połoninie trafisz na morze mgieł, lub jeszcze lepiej na inwersję, to widok nieba naprawdę może zachwycić.

          • Koziołrogacz pisze:

            Mały suplement jeszcze; mapka którą zamieściłeś obrazuje nie tyle rzeczywiste LP, co źródła jego emisji widziane z góry. W dodatku stan na 2014 r. przedstawia się dużo lepiej niż ten z 2010 r. Można by sądzić że nastąpiła radykalna poprawa przez ostatnie cztery lata, jednak tak nie jest. Efekt ten powstał zapewne na skutek lepszej przejrzystości powietrza w chwili kiedy zbierano materiał na rok 2014, dlatego zaświecenie jest mniej „rozlane”. Prawdziwy stan rzeczy o wiele lepiej ilustruje ta mapka; http://www.avex-asso.org/dossiers/pl/europe/b/b/ nie pozostawiając przy tym cienia złudzeń co do skali problemu jaki stwarza LP. Co prawda nieco się trzeba wysilić korzystając z tej mapki, bo brak nazw geograficznych, które byłyby punktami odniesienia. Jednak mapka wyświetla precyzyjne współrzędne wskazanego miejsca, więc wystarczy porównać np. z Google Maps i mamy pełną orientację. Z przeglądy obszaru, który jest mi znany wynika, że LP wskazywane przez mapę bardzo dokładnie obrazuje to, z czym spotkałem się w terenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.