Mój astropejzaż

Dochodzi godzina 16.00. Słońce powoli zachodzi, chowając się leniwie za zaroślami drugiego brzegu Wisły. Zanikają rozbłyski na otaczającej mnie z każdej strony wodzie. Zaczyna się robić coraz chłodniej, jednak nie jest mi zimno. Temperaturę podnoszą emocje. Czy tym razem się uda? Czy obliczenia nie były błędne? Czy pogoda znów ze mnie nie zadrwi? Raz jeszcze sprawdzam sprzęt. Nauczony doświadczeniem poprawiam i dociążam statyw. Podpinam wężyk spustowy i ustawiam ostrość, póki warunki na to pozwalają. To wszystko, co mogę zrobić w tej chwili. Pozostaje tylko oczekiwanie, które umila powoli podświetlana panorama toruńskiej Starówki.

Astropejzaż

Wraz z upływem czasu zaczyna się udzielać podenerwowanie. Przecież już powinien być widoczny. Zaczynam przebierać nogami i spacerować, naiwnie myśląc, że to pomoże go wypatrzeć. Wyciągam telefon i sprawdzam godzinę. Efemeryda pokazuje wysokość 2° nad horyzontem. Przystawiam do oka kompas, aby ponownie się upewnić co do miejsca i azymutu, jakie obrałem. Wszystko się zgadza, więc dlaczego wciąż go nie widzę? I wtedy go dostrzegam! Wyłania się zza monumentalnej katedry św. Janów. Wiem, że to złudzenie, lecz wydaje się być większy od niej. Jest już ciemnożółty, więc wiem, że nie mam za wiele czasu na fotografowanie. Za maksymalnie 10 min. stanie się tak jasny, że nie będzie możliwe zrobienie zdjęcia, nie uwieczniając go jako jasnej, wypalonej plamy.
Zawsze wschód Księżyca w pełni robił na mnie ogromnie wrażenie. Jednak tym razem efekt potęgują okoliczności, w jakich przyszło obserwować to niby zwyczajne, ale jakże niezwykłe zjawisko. Nareszcie wszystkie elementy układanki pasowały do siebie i po dwóch latach w końcu udało się uwiecznić pełnię nad dachami Torunia.

Moja przygoda z fotografią astrokrajobrazową zaczęła się bardzo niewinnie i wręcz prozaicznie. W pewnym momencie, zwyczajnie w świecie nie miałem czasu, by fotografować w dzień. Jako że nie miałem zamiaru z tak błahego powodu rozstawać się ze swoim hobby, postanowiłem sprawdzić, jak się zachowa mój aparat, gdy źródłem światła będą jedynie Księżyc i gwiazdy. Wybór padł na próbę uwiecznienia śladów tych drugich, tworzących okręgi na niebie, które kiedyś widziałem gdzieś w Internecie. Tak chyba zaczynał każdy miłośnik astrofotografii. Już po pierwszym plenerze wiedziałem, że to jest to, co będę w najbliższym czasie fotografował. Byłem wprost oczarowany ilością gwiazd, jakie zobaczyłem w miejscu oddalonym zaledwie kilkanaście kilometrów od centrum miasta. Do tego doszedł efekt, jaki uzyskałem, fotografując gwiazdy z długimi czasami ekspozycji. Okręgi, które utrwaliłem, po prostu mnie wchłonęły! I nawet brak czucia w palcach z powodu ekstremalnie niskiej temperatury nie zniechęcił mnie do nocnych plenerów. Od tego momentu coraz częściej zaczynałem spoglądać przez wizjer aparatu na nocne niebo. Szukałem ciemnych miejsc pod nocne kadry. Widząc ciekawy obiekt, zastanawiałem się, jak będzie wyglądał w nocy, jak będzie oświetlony i czy uda się go sfotografować z gwiezdnym motywem na niebie.

Efekty pierwszego nocnego pleneru w 2008 roku.

Po ruchomych gwiazdach przyszedł czas na księżycowe łowy. Uganianiem się za wschodami i zachodami Księżyca zaraził mnie kolega, Piotr Majewski, dziennikarz, znany m.in. z telewizyjnego programu Planetarium. I to właśnie wraz z nim zacząłem odmierzać dni fazami naszego naturalnego satelity. Od tej pory, gdy tylko zbliżała się pełnia lub nów, częstotliwość sprawdzania przeze mnie prognoz pogody znacznie wzrastała. Między tymi fazami coraz życzliwiej zacząłem spoglądać w kierunku gwiazd, wypatrując ich ciekawych układów i koniunkcji z planetami i Księżycem.

Po kilku nieudanych próbach szybko zrozumiałem, że najważniejszą częścią fotografii astrokrajobrazowej jest planowanie, zarówno dla kadrów z gwiazdami, jak i przede wszystkim przy próbie fotografowania Księżyca z elementami krajobrazu. „Złapanie” pełni wiszącej tuż nad jakimś drzewem bądź budynkiem wymaga wyznaczenia miejsca, z którego będzie się wykonywało zdjęcie z dokładnością nawet do kilku metrów. Tak rozpoczął się comiesięczny proces poszukiwania odpowiedniego miejsca dla uchwycenia kompozycji Księżyca z krajobrazem. W ruch poszły wszystkie ułatwienia, jakie dostarcza nam dziś internet. Korzystając z dostępnych w sieci map oraz zdjęć satelitarnych, wspomagając się oprogramowaniem astronomicznym, wyznaczałem miejsca, w których powinienem się znaleźć z aparatem w odpowiednim momencie, tak aby dane zjawisko uwiecznić w „pięknych okolicznościach przyrody”. Często miejsca te okazywały się być normalnie niedostępnymi. Jak to w mieście bywa, nierzadko okazywało się, że aby mieć to jedno ujęcie, trzeba się wdrapać na dach któregoś z wyższych budynków. Czasem, przy braku zgody na wejście na dach ratunkiem okazywały się okna klatki schodowej. Bywało, że miejsca, w których należało się ustawić, były ogólnodostępne, co jednak nie było równoznaczne z łatwym do nich dostępem. Ze względu na położenie Torunia złapanie Księżyca nad jego majestatyczną Starówką wymaga w pewnych miesiącach dotarcia w miejsca leżące tuż nad samą Wisłą. A tam, w zależności od poziomu samej rzeki, dojście do z góry wybranego punktu bywa bardzo trudne. Zdecydowanie łatwiej jest w terenie otwartym. Na polach zazwyczaj nic nam nie przeszkadza, no chyba że okaże się, iż na zdjęciu satelitarnym nie było widać ponaddwumetrowej kukurydzy zasłaniającej cały widok z miejsca, które z ciepłego fotela przed komputerem wydawało się idealne. Dlatego pomimo bardzo dokładnego planowania nic nie zastąpi osobistego sprawdzenia miejsca, z którego chcemy fotografować.

Fotograficzne łowy często prowadziły mnie również w miejsca, których normalnie nigdy bym nie odwiedził. Bo kto normalny z przyjemnością wybiera się w środku bezksiężycowej nocy na spacer po opuszczonym cmentarzu? Do dziś pamiętam, gdy podczas jednego z takich plenerów na małym, opuszczonym cmentarzu menonickim podszedł do mnie od tyłu biały kot. Miauczenie usłyszane w takich okolicznościach pamięta się naprawdę długo. Podobnie jak nadmierne zainteresowanie jakiegoś ptaka lub dużego nietoperza moją latarką czołową podczas łapania gwiazd na ciemnej i pustej plaży. W takich momentach nie sposób sobie nie zadać pytania: co ja tutaj robię? Na szczęście bywają też przyjemniejsze momenty, które również zapadają mocno w pamięć. Podczas jednej z wypraw nad Wisłę stoczyłem dość długą wymianę zdań z pewnym bobrem, który to kilkukrotnie starał się mnie przekonać że byłoby lepiej, jakbym już sobie poszedł. I mimo że tego wieczoru Księżyca nie widziałem, wracałem do domu z uśmiechem na twarzy.

toruński astropejzaż

Niestety, fotografia astrokrajobrazu w polskich realiach nie jest tak łatwa, jakby się to mogło wydawać. Mam tu na myśli głównie warunki pogodowe, które bardzo często uniemożliwiają sfotografowanie ciekawego zjawiska na niebie. Ileż to razy musiałem się obejść smakiem, wracając do domu bez choćby jednego zdjęcia. Tak było w przypadku zeszłorocznego częściowego zaćmienia Słońca. Cała Polska podziwiała ten rzadki spektakl, a w Toruniu skończyło się na dniu wolnym od pracy i kilkugodzinnym oczekiwaniu przy dużym mrozie i nie mniej dokuczliwym wietrze w szczerym polu. I nawet widok największego radioteleskopu w podtoruńskich Piwnicach, zza którego miało wzejść Słońce, tego nie wynagrodził.

Astropejzaż nie zawsze bywa tak łatwy i przyjemny, jak to wygląda na prezentowanych zdjęciach. Po kilku nieprzespanych nocach i braku efektów człowiek może się zniechęcić. A to chmury upodobały sobie akurat ten fragment nieba, w którym miałeś fotografować! To znów obiektyw po raz kolejny zaparował chwilę po tym, gdy zaczęło się właściwe naświetlanie kadru! Taki już urok fotografii astrokrajobrazowej. Bez silnej woli i determinacji niestety daleko nie zajdziemy. Jednak już przy odrobinie samozaparcia można dość szybko uzyskać bardzo zadowalające rezultaty.

Mimo tych wszystkich przeciwności chciałbym wszystkich zachęcić do spróbowania tej formy fotografii. Wystarczy odrobina determinacji, dobra organizacja i przygotowanie oraz przełamanie stereotypu, że nocą nie można fotografować. Już najprostsza lustrzanka z możliwością manualnego doboru parametrów oraz zdalnego wyzwalania wystarczy, aby uwieczniać niezwykłe zjawiska widoczne na niebie. Nawet gdy nie wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, warto próbować! W końcu musi się udać.

Tekst opublikowany w „Urania Postępy Astronomii” marzec-kwiecień 2/2013 (764).

Piotr Potępa

Podobało się? Poleć lekturę znajomym! Polub Nightscapes na Facebooku! Masz jakieś pytania lub sugestie odnośnie tematu który powinienem poruszyć? Skomentuj lub napisz do mnie maila.

Może Ci się również spodoba

1 Odpowiedź

  1. Spojrzałem na TĄ panoramę i… zachwyciła mnie!
    – Przyznam się, że kiedyś marzył mi się taki wiszący nad Toruniem księżyc, ale determinacji starczyło tylko na przeklejenie go z innego zdjęcia :-).
    Tym większa radość, gdy zobaczyłem Pańską panoramę: krystalicznie czystą, sfotografowaną z innego niż zwykle miejsca i z pięknym Księżycem.
    Proszę przyjąć gratulacje!

    Fotograficznie pozdrawiam

    Obserwator Toruński
    http://www.obserwatortorunski.pl

    PS. Do robienia takich zdjęć trzeba mieć dopasowany temperament :-)
    Nie spodziewając się tego po sobie jednak oświadczam: jeżeli kiedykolwiek (choć przez chwilę) zajmę się astropejzażem, to będzie to niewątpliwie Pańska zasługa. I za to również dziękuję!

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.