Zorza polarna 17 marca 2015
Alarm zorzowy
Pamiętnego już 17 marca wszystko zaczęło się, jak to ma dziś miejsce, od informacji na facebooku. Kilka zaprzyjaźnionych stron opublikowało informację o potężnej burzy magnetycznej jaka właśnie ma miejsce. Szybki rzut oko na mapy dostępne na stronie spaceweather.com potwierdził tę informacje. Współczynnik KP, określający zaburzenia pola magnetycznego Ziemi przez materiał wyrzucony ze Słońca, przekraczał wartość 8. Oznaczało to, że mamy sporą burzę magnetyczną z szansą na obserwację zorzy polarnych nad Polską. Dodatkowo nad naszym krajem od kilku dni utrzymywała się wyżowa pogoda z pięknymi, gwiaździstymi nocami. Jeśli do tego dołożymy bezksiężycowe noce to dostaniemy kumulacje czynników, dzięki którym szanse na sfotografowanie i być może nawet obserwację światła północy urosły do prawie niespotykanych w naszym kraju. Nie pozostało nic innego jak tylko rozpocząć przygotowania do polowania na zorzę polarną.
Trudny wybór
Przygotowania do polowania na zorze były raczej standardowe i sprowadzało się do naładowania akumulatorów i spakowania szerokokątnych obiektywów. Najtrudniejszą decyzją fazy przygotowań był wybór samego miejsca na plener. Zorza polarna to bardzo subtelne zjawisko dlatego kluczowym jest miejsce, z którego prowadzi się obserwacje. Od tej decyzji miało zależeć powodzenie próby sfotografowania potencjalnej aurory.
W pierwszej chwili pomyślałem o radioteleskopie w podtoruńskich Piwnicach. Byłby to idealny obiekt do zestawienia z feerią barw na niebie wygenerowaną przez zorze. Jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Głównie za sprawą zanieczyszczenia światłem, którego jest sporo wokół Piwnic. W takich warunkach zorza, będąca zazwyczaj bardzo słabym zjawiskiem w Polsce, najprawdopodobniej została by w dużej mierze zniwelowana przez łuny na horyzoncie. Idealne miejsce na obserwacje tak słabego zjawiska powinno być maksymalnie ciemne i z nieoświetlonym horyzontem. Rozpatrywałam jeszcze kilka innych lokalizacji jednak ostatecznie wybór padł na sprawdzone miejsce jakim jest położone na północ od Torunia Jezioro Kamionkowskie. Wprawdzie plaża jest tam dość mocno oświetlona lampami sodowym jednak w tym przypadku mogła to być zaleta pozwalająca przy braku Księżyca w jakikolwiek sposób oświetlić pierwszy plan na zdjęciach. Dodatkowo jezioro dawało szanse na złapanie zorzy odbijającej się w wodzie. Choć na to szczere nie bardzo liczyłem.
Zorza polarna na niebie
Wszystkie wskaźniki i prognozy podawały, że zorza mogła rozświetlać niebo już przed zachodem Słońca. Oczywiście było jeszcze na tyle jasno, że o jakichkolwiek obserwacjach nie mogło być mowy. Skłoniło mnie to jednak do jak najwcześniejszego wyjścia z domu. Nad jezioro trafiłem o godzinie 19:15. Na miejscu niebo wydawało się zupełnie normalne. Żadnej zorzy, ciemno. Oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po wejściu na plażę było zdjęcie kontrolne. I od razu zaskoczenie. Jest! Mimo nie do końca dobrze dobranych parametrów zdjęcie nie pozostawiało wątpliwości. Na niebie widoczne były delikatne pionowe snopy światła! Mimowolnie na twarzy pojawił się banan a poziom ekscytacji wzrósł błyskawicznie. Był na tyle wysoki, że nie wiedziałem co robić :)
Trzy głębokie wdechy i rozpoczęły się poszukiwania kadru. Z jednej strony łódki i zarośla z drugiej oddalony o jakieś 200 metrów pomost na plaży. Po pierwszym podejściu do łódek okazało się, że to jednak nie to. W drodze na pomost zauważyłem na południowo-zachodnim horyzontem dziwny i bardzo mocny snop światła. Trochę się zdziwiłem bo wcześniej go chyba nie było. Pomyślałem, że to pewnie jakieś oświetlenie kościoła w pobliskiej miejscowości. Nawet mi do głowy nie przyszło, że to była pierwsza tak wyraźna oznaka tego co miało nastąpić z chwilę. Na pomoście niebo już świeciło na zielono. Sceneria zaczynała się robić naprawdę urocza. Smaczku dodawała zachodząca Wenus pięknie odbijając się w wodach jeziora.
Eksplozja barw
Po zrobieniu kilku kadrów zapadała decyzja o powrocie pod łódki na drugim końcu plaży. I tam się zaczęło. Dosłownie nastąpiła eksplozja światła. Zorza rozświetlała praktycznie cały kadr. Nad spokojną zielenią rozciągały się pionowe czerwono-filoletowe słupy, które na samej górze przechodziły w chabrowy. Rozpiętość zjawiska była niesamowita. Całość ledwo mieściła się w kadrze przy ogniskowej 14 mm i polu widzenia przekraczającym 100 stopni. Zorza była tak mocna, że bez problemu można ją było obserwować gołym okiem. Pionowe pasy światła pulsowały i tańczyły zmieniając swoje położenie. Zmianie ulegała też intensywność przez co niebo co jakiś czas przygasało by po chwili znowu rozbłysnąć. Stan podwyższonej aktywności utrzymywał się od ok. 20:55 do 21:35. Wtedy zorza zdecydowanie osłabła rozświetlając już tylko na zielono horyzont. To było naprawdę długie i niezapomniane 40 minut.
Fotograficzna ekscytacja trwała aż do wyczerpania baterii. O 22:20 kiedy wsiadałem do samochodu niebo wciąż rozświetlała zielona poświata. Po słupach świetlnych nie było już śladu.
17 marca 2015
Dokładnie dwa lata temu, również 17 marca, nad Polską była widoczna zorza. Cóż za zbieżność dat. Wtedy szczęście miały głównie osoby mieszkające na północy kraju. Pod Toruniem ciężko było mówić o podziwianiu tego zjawiska. Obecność zorzy ujawniła się w moim przypadku tylko na kilku zdjęciach, zrobionych w przypadkowym miejscu, po dość mocnym postprocessingu. Tym razem było jednak inaczej. 17 marca 2015 zjawisko było nieporównywalnie mocniejsze. Trudne do przeoczenia nawet gołym okiem. Czasem tak intensywne, że mogło zostać uznane za oświetlenie jakiegoś obiektu na ziemi. Zjawisko było obserwowane praktycznie w całym kraju od Bałtyku po Bieszczady. Nawet w Czechach ludzie bez większych problemów uwieczniali zorzę na zdjęciach. Bez wątpienia data „17 marca 2015 r.” na pewno na długo zapadnie w pamięci. Przypuszczam, że nie tylko mojej.
Jak zwykle bajkowe kadry! Gratulacje :)
Dzięki. W sumie to gratulację dla wszystkich, którym udało się zaobserwować to zjawisko.
Dobre to Ziom!
Wspaniałe zdjęcia Piotrze. To była ta jedna z nielicznych chwil w moim życiu, kiedy żałowałem że nie mieszkam na północy kraju. U mnie było widać zaledwie wierzchołek tego wspaniałego spektaklu, czyli te czerwono filetowe pasemka i to tylko przez kilka minut. Mimo to i tak był to dla mnie niezapomniany wieczór.
Ja przez chwilę żałowałem, że nie wsiadłem w auto i nie pojechałem nad morze. Dzięki autostradzie po dwóch godzinach byłbym już na plaży z idealnie ciemnym horyzontem. Może następnym razem.
Nie mam tak pięknych zdjęć z tego wydarzenia, bo wiadomość o zorzy zastała mnie pod koniec imprezy rodzinnej. Nie mogłem już wziąć samochodu; zamiast tego spakowałem plecak i z czołówką ruszyłem wzdłuż jeziora w mojej miejscowości. Przedzieranie się przez gęste krzaki opłaciło się – zrobiłem nawet fajne ujęcie, niestety trochę za późno i trochę za blisko świateł.
Czasem ważniejsze jest gonienie króliczka :)
Niesamowite zdjęcia, a na miejscu musiało być rewelacyjnie.
http://zakstudio.net.pl/